niedziela, 14 kwietnia 2019

Wiosna belfrów



Swoje pierwsze publiczne teksty napisałem  ponad 10 lat temu. Była wówczas ogromna presja do likwidacji małych wiejskich szkół. Z mapy placówek oświatowych gminy zniknęła wówczas szkoła w Maniach a podstawówka w Tuliłowie została przejęta przez stowarzyszenie. 


Od tamtego czasu nauczycielom nie uwierało zbytnio i siedzieli cicho. Nadejście „dobrej zmiany” i propaganda sukcesu gospodarczego wzbudziła wśród licznych grup zawodowych budżetówki zwiększone ambicje finansowe. Szczególnie, że odczuwalna poprawa płac objęła większość innych gałęzi gospodarki narodowej. Z budżetówki jedynie ówczesny  min. Macierewicz z własnej inicjatywy dorzucił swoim podwładnym. Mundurowi z MSWiA wywalczyli podwyżki, głównie dzięki spektakularnej akcji protestacyjnej policjantów (tzw. psia grypa). Kwestią czasu było i pozostaje to, że w kolejce czeka m/innymi służba zdrowia, oświata oraz administracja niższych szczebli.
Istotą sporów zbiorowych w tym strajku, jest ich powszechność i uciążliwość dla społeczeństwa, pracodawcy albo prawodawcy.  To taka cywilizowana i co najważniejsze prawem dopuszczalna forma terroru społecznego. Nie bez powodu władze związkowe nauczycieli wybrały okres przedwyborczy oraz czas egzaminów. Termin pozornie doskonały, bo widmo nieprzeprowadzenie egzaminów i klasyfikacji uczniów musi wstrząsnąć władzą, ale i nietrafiony. Ktoś nie przewidział, że nauczyciel pomimo, iż wielu maluje go jako potwora bez serca i duszy, nie pozwoli skrzywdzić dzieci, nad których rozwojem lata pracował. I nawet za cenę wyłożenia akcji protestacyjnej umożliwi przeprowadzenie egzaminów, w tym matur. Do strajku doszło, a kilkakrotne próby rozwiązania sporu spełzły na niczym. Szefostwo związków zawodowych (poza Solidarnością, która podpisała porozumienia) nie godzą się na połowiczne rozwiązania i nie ma co się im dziwić. wszak chodzi o zachowanie twarzy i potwierdzenie swojej przydatności w oczach członków. Rząd oczywiście będzie brał na przetrzymanie obrzydzając stan nauczycielski społeczeństwu z nadzieją, że wkurzeni rodzice pogonią belfrów do roboty. Pójście na głębsze ustępstwa nie opłaci się rządzącym, bo to żaden elektorat a jedynie rozzuchwali inne grupy sfery budżetowej do wyciągania ręki po kasę.
Osobiście popieram żądania pracowników oświaty w zakresie płacy (początkowo o 1000 zł później o 30%), ale nie bardzo mogę zrozumieć istoty pozostałych postulatów, których pełnej (rozwiniętej) treści nie mogę znaleźć nawet na stronach ZNP czy FZZ. Jest tam mowa o większych nakładach na oświatę z budżetu, zmianie oceny pracy nauczycieli, zmianie ścieżki awansu i dymisji minister Anny Zalewskiej.
Podniesienie pensji byłoby samym w sobie zwiększeniem nakładów na oświatę więc, ten postulat jest bezpostaciowy. Zmiany oceny pracy i ścieżki awansu zawodowego owszem, ale jakie? Myślę, że większość zainteresowanych nauczycieli nie wie, na czym miałyby one polegać. No i dymisja minister Zalewskiej jest postulatem z księżyca, bo wiadomo, że PIS swoich ministrów nie dymisjonuje pod jakimkolwiek naciskiem. Może to zrobić pięć minut później, ale nigdy pod presją. Czytając te pozapłacowe postulaty i widząc siłę z jaką są akcentowane, trudno oprzeć się wrażeniu, że stanowią one jedynie dodatek wizerunkowy, by nie wyglądało na to, że o kasę jeno chodzi. Jakby wicepremier Szydło krzyknęła: "-Macie te 30% podwyżki i kropka!", to prawdopodobnie nikt by się o pozostałe punkty nawet nie zająknął.
Tymczasem nasza szkoła jest w fatalnym stanie organizacyjnym i systemowym, czego raczej nie dostrzegają związki zawodowe. Bynajmniej nie chodzi tu o to, czy gimnazja były dobre czy złe, chodzi właśnie o system oceniania i awansowania nauczycieli. Jest on dziurawy, jak stare rzeszoto przez które do zawodu nauczycielskiego wpadają miernoty. W czasach ogromnego bezrobocia, gdzie samorząd był jednym z głównych pracodawców, szkoły zapełniły się takimi osobami, jednak ten stan równoważyli świetnie przygotowani  pedagodzy z powołania. Obecnie, kiedy rynek pracy oferuje tym zdolnym i młodym nauczycielom dużo lepsze warunki pracy i płacy, należy liczyć się z ich odpływem, a wówczas pozostaną nam pedagodzy w wieku przedemerytalnym i ci, o których się mówi, że im szkoła życie uratowała, bo na powszechnym rynku pracy by przepadli.
W ten sposób mamy stosunkowo słabo doceniane finansowo grona pedagogiczne, z liczną grupą nieczujących potrzeby doskonalenia zawodowego i nie pałających zapałem do twórczej pracy z uczniem. Pal licho, jeśli taki przypadkowy nauczyciel nie odkryje w dziecku takiego czy innego talentu. Problem - kiedy taki tłumok kiełkujący talent zadepcze, bo dzieciak wychodzi poza program i do właściwych wyników dochodzi swoimi metodami, bo nie mieści się w rygory takiej czy innej formułki.  Kiedy rozmawia się z trenerami szkolącymi między innymi nauczycieli, prawie każdy wskazuje, że są oni najtrudniejszą grupą, z jakimi zdarza się im pracować. Notorycznie spóźniają się i opuszczają zajęcia, nie słuchają, nie potrafią pracować w grupie. W zasadzie zależy im nie na wiedzy i umiejętnościach a tylko na kolejnym zaświadczeniu, które będą mogli wpiąć do teczki awansu zawodowego.
Nie tylko kadrami jednak szkoła stoi. Dużo do powiedzenia w sprawie oświaty mieliby samorządowcy – szczególnie, gdyby związki zawodowe porozumiały się z nimi i włączyły ich do całej batalii o lepszą szkołę.  Trudno jest zarządzać siecią szkół, gdzie kto inny daje pieniądze na ich utrzymanie (z reguły są to kwoty zaniżonej subwencji), a kto inny stawia wymagania merytoryczne.
Nie ma idealnego systemu oświatowego. Potrzebujemy nauczycieli dobrze wynagradzanych, ale i mechanizmów pozwalających utrzymać się w tym prestiżowym gronie jedynie oddanym misji, otwartym na wiedzę i innowacje oraz miłującym ten zawód wychowawcom. Pisząc to, przychodzi mi na myśl wzór nauczyciela, jakim była dla nas pani Gałecka – zwana potocznie Babcią, która w międzyrzeckiej zawodówce uczyła matematyki mnie oraz setki innych młodzieńców przed i po moim roczniku. U Niej nie było złego ucznia i nawet matołowi, który tabliczki mnożenia pojąć nie mógł w kółko powtarzała: „-Spróbuj jeszcze zrobić to zadanie, dasz radę, ty jeszcze pójdziesz do technikum i zdasz maturę” i często to się sprawdzało, czego piszący te słowa jest dobitnym przykładem.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz