Podlascy hodowcy najpopularniejszych u nas stworzeń mięsodajnych czyli świń, mają nie lada problem. Jak zbyć to, co już po chlewie gania, a jeżeli to się w końcu uda, pozostaje pytanie: co dalej z hodowlą?
Wszystko wskazuje na to, iż problem przytargały do Polski - z sąsiedniej
Białorusi - dziki. Tym problemem jest Afrykański Pomór Świń, choroba znana powszechnie
jako ASF (łac. Pestis africana
suum; ang. African swine fever), a po
naszemu wirusowa posocznicowa choroba świń. Wirus „gościł” już w Europie w
latach 60 i 70 ubiegłego wieku (w Portugalii, Hiszpanii, Włoszech, Francji). Około
2007 roku pojawił się w krajach Zakaukazia, skąd poprzez Rosję i Ukrainę ruszył
na kolejny podbój naszego kontynentu. Na przełomie 2012/13 roku ASF był już na
Białorusi. Wspomniałem o dzikach, ponieważ choroba
dotyka jedynie świnie domowe i spokrewnione z nimi dziki. Głównymi
nosicielami zarazy są wolno żyjące dziki, o czym świadczą fakty, iż pierwsze
przypadki pomoru na naszym terenie w 2014 roku stwierdzono u padniętych dzików. Stwierdzono również inne sposoby rozprzestrzeniania wirusa np. przypadki
niekontrolowanego handlu zakażonymi prosiętami. Dzika świnia nie uznaje granic
zarówno tych międzypaństwowych, jak i naturalnych w postaci rzek, bagien i
innych trudnodostępnych terenów. Migrujące pomiędzy stadami samce, są zdolne w
przeciągu kilku miesięcy zarazić pogłowie na znacznym obszarze kraju.
![]() |
| http://www.wetgiw.gov.pl/artykuly/120/pliki/20160906014201_regionalizacjapl2016safeguard.png |
Skutki
wystąpienia choroby są niezwykle dotkliwe. Wybiciu podlega zakażone stado,
które przy prawie 100% śmiertelności tej choroby i tak nie miałoby szans
przeżycia. Likwidowane są też świnie z zagrożonego obszaru, natomiast w
rozległych strefach ochronnych obowiązują restrykcyjne ograniczenia
sprowadzające się ostatecznie do wstrzymania produkcji. W efekcie setki gospodarstw rolnych wschodniej ściany zorientowanych na
produkcję trzody chlewnej, stanie przed koniecznością zmiany profilu produkcji. Ktoś
powie: jaki problem, mogą przecież dalej hodować np. bydło albo drób.
Oczywiście, że mogą zmienić profil produkcji, tylko wiąże się to z potrzebą adaptacji budynków i pozostałej infrastruktury. Wymaga to czasu i ogromnych
nakładów finansowych, których nikt nie zamierza rekompensować. Jeżeli
przyjmiemy do wiadomości fakt, iż znaczna część rolników jest w większym lub
mniejszym stopniu zadłużona, to okaże się, że nie mają oni żadnych zdolności
kredytowych, a w niektórych przypadkach stają w obliczu niewypłacalności już
zaciągniętych zobowiązań. Pamiętajmy, że niektóre chlewnie przechodziły gruntowną modernizację albo powstawały w ostatnich latach, o tych gospodarstwach, gdzie
ASF zjawił się w trakcie realizacji inwestycji nie wspominając. Nic dziwnego,
że widmo bankructwa a przynajmniej utraty dochodów wyprowadziło rolników na
drogi. W pierwszej połowie października chłopi blokowali dwa główne na naszym
terenie szlaki komunikacyjne dk2 i dk19. Protesty, jak również próby uzyskania
osobistej audiencji u ministra rolnictwa delegacji samorządowców i związkowców
spełzły na niczym. Z kwitkiem zostali też odprawieni z siedziby prezesa
rządzącej partii, co powiększyło jedynie ich frustrację. Po miesiącu bezczynności
motywowani przez kolegów samorządowców zbliżonych do obozu władzy, pewne
zainteresowanie sprawą zaczęli przejawiać parlamentarzyści, chociaż bezpośredniego kontaktu z rolnikami raczej unikają. Tymczasem narasta fala wzajemnych uprzedzeń
i oskarżeń.
Rolnicy mają pretensje do
zakładów mięsnych, bo te nie chcą skupować podlaskiej wieprzowiny. Ich właściciele twierdzą, że nie
będą dokładać do interesu, gdyż mięso to wymaga większego reżimu technologicznego podnoszącego koszty produkcji, za które
konsument nie jest gotowy płacić. Chłopi mają też pretensje do myśliwych i służb ochrony
środowiska za nieskuteczny odstrzał sanitarny dzików. Ci zaś odpierają, że mają
związane ręce przepisami i wadliwymi procedurami łowieckimi, których nikt nie
chce usprawnić. Zarzuty kierowane są również do służb weterynaryjnych, samorządowców i władzy centralnej.
Podczas specjalnej sesji, 18
października, rada powiatu bialskiego po konsultacjach z rolnikami, sołtysami
oraz samorządowcami gminnymi, uchwaliła apel skierowany do rządu i
parlamentarzystów, w którym wnioskują o konkretne działania ochronne dla
rolników. Czy odniesie on jakiś skutek? Nie robiłbym sobie wielkich nadziei. Rolnicy
nie są zbyt rozpieszczaną przez nasze rządy grupą społeczną. Tymczasem wielkie
nadzieje robią sobie sektory rolnictwa państw zachodnich, które zapewne tak pokierują
polityką unijną, żebyśmy przyjęli na klatę cały ciężar zatrzymania epidemii na
swoim terenie, najlepiej po wschodniej strony Wisły, a przy okazji wykrwawili lokalnych
producentów trzody chlewnej. Do osiągnięcia celu niewiele im brakuje. Pogłowie
świń w 2015 roku było niższe o 6% w stosunku do roku 2014 a na przestrzeni
ostatnich 10 lat spadek wyniósł ok. 45%. Agonię producentów wieprzowiny może przyspieszyć przyjęcie
przez UE ustaleń umowy gospodarczo – handlowej CETA.
No cóż, nie zazdrośćmy
rolnikom wartych kilkaset tysięcy zł. ciągników i maszyn, bo to
są narzędzia ich pracy, a nie wyznaczniki luksusu; sprzęt, do którego w wielu
przypadkach pierwsze prawo mają banki. Niczym dobrym nie może też skończyć się
sytuacja, gdzie większość rolników nastawi się na masową produkcję drobiu lub
bydła, jak pamiętamy, te rodzaje produkcji również nękają różne zarazy, a przy
masówce ryzyko strat może być ogromne.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz