Sprawę rozwiązał kubek ciepłej wody, którą podgrzaliśmy rynnę.
Oprócz utraty kilku piór, ptaszyna nie miała widocznych uszkodzeń, jednak wymęczony i zestresowany dzięcioł nie dał rady podnieść się do lotu.
Tym samym wzbudzał powszechne zainteresowanie futrzanych przyjaciół.
Brak charakterystycznej dla samców czerwonej pręgi z tyłu główki świadczył, że to pani dzięcioł.

W tej sytuacji nasz pierzasty gość wylądował na strychu, gdzie w plastikowej skrzynce spędził noc.
Skoro świt zaczęły stamtąd dobiegać odgłosy stukania. Mały dziobek z szybkością karabinu maszynowego opukiwał ścianki skrzynki. To był chyba sygnał odzyskania pełnej sprawności naszego lokatora. Wypuszczony bez trudu przeleciał na pobliską lipę.

Po chwili do samiczki dołączył drugi dzięcioł - zapewne pan dzięcioł.
Przypuszczamy, że pani dzięciołowa musiała się gęsto tłumaczyć z tego, gdzie spędziła noc. Jednak wszystko wskazuje na to, że tłumaczenie zostało przyjęte, bo już po chwili opukiwali gałęzie na dwa dzioby.




:)
OdpowiedzUsuń