sobota, 10 sierpnia 2013

Mącenie wody


Nie ucichły jeszcze echa po zamieszaniu, jakie wywołałem wśród zespołów śpiewaczych a znowu namąciłem, chociaż tym razem w środowisku - bardziej wodnym.

Kiedy przedłużający się brak opadów zaczął powodować schnięcie drzewek i krzewów w ogródku jordanowskim powstającym z pieniędzy funduszu sołeckiego, trzeba było jakoś temu zaradzić. Na nasadzenia wydaliśmy prawie tysiąc złotych (nie licząc dziesiątek dniówek sprzętu i ludzi, którzy zasuwali społecznie przygotowując plac, sadząc i siejąc). Idąc od lat utartą praktyką-podleliśmy je wodą jak najbardziej gminną, wziętą z wodociągu. Przy okazji mogliśmy naprawić popsuty zawór beczki samochodu strażackiego. Problem polegał na tym, iż w ten sposób zruszyliśmy dziesięcioletni osad zatykający wiejskie rury, który następnie popłynął do kranów i urządzeń mieszkańców. Ci, którzy mieli większego pecha z racji położenia swoich domostw w pobliżu newralgicznego punktu, przez kilka dni łapali z kranów coś, co przypominało kolorem i konsystencją czekoladę na gorąco. Oczywiście to nie pierwszy taki przypadek. Od kilku lat jakikolwiek zwiększony pobór wody powodował podobny skutek. Za każdym razem do gminy szli mieszkańcy, którym tłumaczono, że to lata zaniedbań i zalecano niedotykanie się do hydrantów. Absurd sięgał nawet tak daleko, że strażacy nie mogli skorzystać z wody, aby udrożnić system odwadniający przy remizie.
Oczywiście dostało się i mnie od mieszkańców, bo po jakie licho przejmowałem się drzewkami i czemu przez 6 lat sołtysowania nie rozwiązałem problemu brudnej wody? Dostało mi się również od wysokiego rangą urzędnika gminnego, bo wskutek mojej dywersji przez trzy dni iluś pracowników płukało sieć w całej gminie, a wielkość strat zmarnowanej wody zostanie podliczona i zapewne  wówczas mogę spodziewać się stosownego rachunku.
Zastanawiam się, dlaczego nasz samorząd przez około 10 lat oszczędzał na wodzie i kosztach pracowniczych nie płucząc ani razu sieci? Skoro okazało się to jednak wykonalne w chwili gdy wspólnymi siłami uderzyli mieszkańcy i inne służby z sanepidem włącznie, a rura była praktycznie już zatkana?  Zastanawiam się, dlaczego przez ostatnie trzy lata jak papuga powtarzałem ludziom wójtowe słowa, że takie płukanie to tylko półśrodek, że aby prawidłowo oczyścić linię to trzeba płukać z napowietrzeniem (hydropneumatycznie), że jeszcze trochę wytrzymajcie a taka akcja będzie przeprowadzona? Obawiam się, że przez ten czas nikt nawet takiej próby nie podjął i nie zamierzał podjąć.
Słusznie więc ludzie mają mi za złe, iż uprzykrzyłem im życie a być może ponieśli inne straty, jestem jednak zadowolony, że niechcący udało się  załatwić coś czego od wielu lat nie szło się doprosić.

Nie polecam tej metody działania koleżankom i kolegiom sołtysom, bo jest bardzo bolesna, ale jakże skuteczna.

2 komentarze:

  1. szkoda tylko, że akutat robiłam pranie białych rzeczy...wszystko nadaje się do wyrzucenia..

    OdpowiedzUsuń